czwartek, 13 sierpnia 2015

Two Souls, One Heart 2

Witajcie! :) Chcę Wam podziękować za ponad 500 wejść i to w ciągu dwóch tygodni! :) Jesteście niesamowici. :)
Od razu uprzedzam, że to, co przedstawię odnośnie MJ JEST FIKCJĄ!
****

ŁUP!
Dziewczyna poczuła okropny ból. Usłyszała czyiś śmiech.
"Tak... Bardzo śmieszne..."- pomyślała wstając z podłogi. Chwilę potem odwróciła głowę i zauważyła skrzydła. Ubrała się i zeszła na dół. Weszła do białej kuchni, gdzie siedziała i rozmawiała z innym, czarnowłosym Aniołem.
- Już wstałaś?- zapytała kobieta, kiedy Bobbi usiadła obok niej i zaczęła wpatrywać się w mężczyznę.
- Tak... Spadłam z łóżka.- jej matka zaczęła się śmiać.
- Z czego się śmiejesz?!
- z niczego. Już przestaję. Właśnie! Przedstawiam Ci James'a. Będzie Twoim pierwszym nauczycielem.- wskazała na mężczyznę. Ten podszedł do dziewczyny i podał jej dłoń. Bobbi uścisnęła ją i nadal wpatrywała się w James'a.
- Mamo?- zwróciła się do matki.
-Tak?
- To czego najpierw będę się uczyła?
- Latania. To są podstawy. Rozprostuj skrzydła.- Whitney wstała.- Właśnie tak. I lecisz. Wydaje się być proste, ale takie nie jest. Musisz nauczyć się utrzymywać równowagę.- kobieta uniosła się kilka cali nad podłogę.
- To pytanie może być dziwne, ale już trochę chodzę... To znaczy latam z Tobą i jeszcze nie spotkałam osoby, o której śmierci swego czasu mówił cały świat...- Kobieta spojrzała na Jamesa porozumiewawczo na Jamesa i odparła:
- Tak wiem o kogo Ci chodzi, ale...
- Myślę, że powinna wiedzieć.- powiedział mężczyzna i wyszedł z pokoju.
- Bobbi? Chodź tutaj. On żyje.
Dziewczyna podeszła i złapała mamę za rękę. Po minucie obie były na pokładzie samolotu, w którym transportowano ciało. Był dwudziesty piąty czerwca dwutysięcznego dziewiątego roku.
- Czy my...?
- Przeniosłyśmy się w czasie?
- Tak.
- Patrz teraz. Sama byłam zdziwiona.- wskazała na nosze. Dziewczyna  wpatrywała się we wskazane miejsce. "Ciało" zaczęło się podnosić i usiadło na noszach.
- Czy On żyje?
- Na to wygląda.- Whitney uśmiechnęła się.
- Ale... Dlaczego On to zrobił?
Kobieta tylko wzruszyła ramionami.
- Co On teraz robi?
-  Aktualnie? Nie wiem, ale przeniesiemy się do dwutysięcznego jedenastego roku, gdzie Michael wychodził ze sklepu.
- Po co ta akcja z uciekaniem przed ludźmi?
- A co byś zrobiła, gdyby ludzie wymyślali o Tobie różne historie, a Ty nie mogłabyś nic z tym zrobić? No dobra... Teraz sam memoriał.
- A nie to ze sklepem?
- Wszystko w swoim czasie.
Znalazły się w Staples Center. Stały obok pewnej kobiety łudząco podobnej do Michaela.
- Przebrał się?- dziewczyna zamachała dłonią przed oczami tej kobiety, ta nawet nie zamrugała.
- Teraz patrz na innych. Panuje spokój. Dziwne jak na memoriał nie?
Dziewczyna rozglądała się po sali.


*****

Stały tuż przy drzwiach w Paryżu. Po chwili ze sklepu wyszedł Michael z ochroną. W ich stronę szła trójka nastolatków nagrywających film. Po chwili ochroniarze zaczęli gonić tą trójkę.
- Widzisz?
- Tak, ale równie dobrze to może być aktor.- Bobbi wskazała na czarną postać, która zakryła twarz torbami.
- Ale nie jest. Inaczej Ci ludzie nie goniliby tych biednych małolatów.  Wierzysz mi?
-  jakoś nie bardzo. Gdzie jest teraz?
- Nie wiem... Ale żyje... Teraz wracajmy do domu. Tam Ci wszystko wytłumaczę. Czeka Ciebie mnóstwo nauki.
Kiedy już były w domu kobieta zabrała córkę do ogrodu.
- Jak tu pięknie...
Od białych drzwi domu prowadziła dróżka wyłożona kamieniami. Szły nią i dotarły do dużej drewnianej altany, która była samym sercem ogrodu. To tutaj spotykali się wszyscy Aniołowie. W środku były kremowe sofy, a na nich leżały białe, puchate poduszki. W samym środku altany był ogromny, okrągły i przezroczysty stół.
Kobiety usiadły na poduszkach, a Bobbi zaczęła rozglądać się po ogrodzie. Tuż przy wysokim, drewnianym płocie rosły drzewa, tworząc cień dla rosnących kwiatów. W rogu ogrodu zauważyła biało- czerwone róże.
- Dlaczego nie chcesz mi odpowiedzieć na pytanie?- zapytała zwracając się do matki.
- Na jakie?
- Czy On wróci?
- Wszystko jest możliwe kochanie.
- Na serio nic nie wiesz?
Whitney westchnęła i spuściła głowę.
- Wiem, że teraz jest bezpieczny. Lepiej, żeby nie wracał.- uśmiechnęła się lekko.
- Mamo? Wiesz, że nie możemy kłamać?
- Nawet nie umiemy. Kłamstwo nie przejdzie Nam przez gardło. Tak samo jak przekleństwo.
- Po co tu jesteśmy?
- Zaraz masz naukę latania. O! Już James idzie!
- A co z...?
- Wszystko w swoim czasie. A teraz do nauki!
- No już... - Dziewczyna wstała i podeszła do mężczyzny.
- Rozprostuj skrzydła. O tak. Teraz unieś się w górę.
- Jak?- zatrzepotała skrzydłami. Po chwili podniosła się do góry.
- Dobrze Ci idzie! Połóż się na powietrzu.
- Co????
- Poczujesz napór powietrza i będziesz w stanie utrzymać równowagę.
Dziewczyna poczuła, że kręci się jej w głowie. Jedyne, co usłyszała, zanim zapadła w nicość, to słowa matki:
- Już! Dosyć!
Obudziła się w łóżku. Poczuła, że ktoś gładzi ją po policzku. Otworzyła oczy.
- Co się stało?
- Zmęczyłaś się i tyle.
- Ile spałam?
- Cały dzień.
- Mamo?
- Tak?
- Wytłumacz mi to, co stało się rano.- podniosła się na łokciach.
- Mam Ci przedstawić dowody?
- Tak.
-Dobrze...- usiadła po turecku na środku łóżka.- Zacznijmy od początku. Znasz piosenkę This Is It?
- Tak.
- A słuchałaś jej od tyłu?
- Nie.
- Tam człowiek słyszy "I'm alive". Teraz konferencja. Tam nie był Michael, tylko sobowtór. Później sama widziałaś te trzy sceny. Samolot, memoriał i Francja.
- Czekaj... Ale nie pozwoliłby na to... Jego dzieci...
- Pomagały mu. Sama widziałaś ten sztuczny płacz Paris...
- No tak...- ziewnęła.- Ale nie okłamałby fanów...
- Wiesz... Musiał chronić swoje życie. Chciał być wolny. Ktoś chciał Go zabić...
- Kto?!
- Ups... Powiedziałam za dużo... Jutro porozmawiamy, a teraz idź spać. Czeka Cię dużo pracy.

*****
I jak? Mam nadzieję, że Wam się podobało. =) Wiecie co? Mam bardzo mądre kociaki. :) Moja babcia miała wczoraj operację piersi. Każdy był smutny i zdenerwowany, a moje kotki chodziły za mną krok w krok i robiły wszystko, aby mnie rozweselić. :) A co do babci to jest wszystko ok. Operacja się udała i babcia w poniedziałek wyjdzie ze szpitala. :)

środa, 29 lipca 2015

Two Souls, One Heart


Witajcie. :)  Dzisiaj nie będzie notki do Loving You  (www.whoisit1.blogspot.com ). Od dawna chciałam napisać coś nowego, ale i jednocześnie chciałam, aby to było coś innego.... Już miałam pisać o Michaelu, ale... Postanowiłam, że ten wątek wykorzystam do Loving You. Już widzę, jak mnie za to bijecie. xD
Wiecie, co stało się 26.07... Wpadłam na pewien pomysł. :) To, co teraz napiszę nie będzie miało żadnego związku z Michaelem, aczkolwiek możliwe, że w kilku częściach się pojawi, o ile tego typu opowiadanie Wam się spodoba. :)











****
Dziewczyna unosiła się nad swoim ciałem. Widziała, jak lekarze próbowali ją reanimować, jednak bez skutku. Po półgodzinie odpuścili. Stanęła obok swojego ciała. Zaczęła płakać. Ciągle zadawała sobie pytanie: "Dlaczego?" Zakryli jej twarz. Podeszła, a raczej podpłynęła do drzwi. Usłyszała strzępek rozmowy.
- Niestety... Bobbi nie żyje...
"To Jego wina!! Nick mnie zabił!"
- Wiem kochanie... Wiem...- usłyszała...głos własnej matki.
- Mama?- dziewczyna zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Nad swoimi zwłokami widziała białą postać, która ciemnymi dłońmi dotykała twarzy dziewczyny.
- Widzisz mnie?- kobieta zaczęła szukać wzrokiem swojej córki. Ta przytaknęła w myślach.- Gdzie jesteś?
"Przy drzwiach."-Kobieta podleciała do Bobbi i dotknęła jej pleców. Dziewczyna poczuła tępy ból. Padła na kolana. Po chwili miała na sobie białą szatę. Obróciła się wokół własnej osi i zauważyła, że z tyłu ma piękne, białe skrzydła.
- Teraz Ciebie widzę. Witaj córeczko.- rozłożyła ramiona. Po chwili uśmiechnięta Bobbi przytuliła się do mamy. Była przeszczęśliwa. Pierwszy raz od trzech lat widziała Whitney.
- Gdzie byłaś przez te trzy lata, kiedy On...- ponownie zaczęła płakać.
- Byłam tutaj. W Twoim sercu.- wskazała na klatkę piersiową dziewczyny.
- A teraz? Czemu Ciebie widzę? Mogę dotknąć?
- Zwykli ludzie nie widzą mnie, nie wiedzą, kim teraz jestem,a teraz obie jesteśmy Aniołami.
- Dlaczego mnie wcześniej nie widziałaś?
- Bo takie Anioły jak Ja nie widzą dusz, ale je słyszą.
- Ja też Nim jestem? Na zawsze będziemy razem?
- Tak. Będziemy razem na wieki.
- Ilu Nas jest?
- Trudno powiedzieć. Bóg Nas zesłał na Ziemię, abyśmy zwalczali zło. Mamy pełne ręce roboty. Potrafimy wniknąć w ciało człowieka, a raczej w głowę i przeprowadzać z Nim duchową konwersację do tej pory, aż podejmie dobrą decyzję, ale czasem to nie wychodzi. Tak było w Twoim przypadku. Jednakże takie coś bardzo Nas wyczerpuje.
- Jak nabieramy energię?
- Normalnie... Przez sen. Nie potrzebujemy, jak ludzie, łóżka. Możemy spać na wisząc w powietrzu, ale nowym Aniołom łoże przez pewien czas jest potrzebne, jak małemu dziecku butelka, czy smoczek. Pierwsze dni są wyczerpujące. Musisz się tak dużo nauczyć...
- Dlaczego nie pomogłaś mi wtedy, jak próbowałam popełnić samobójstwo?
- Myślisz, że nie próbowałam? Jesteś zbyt uparta... Dlatego to się stało... Nie dało rady Tobie przetłumaczyć. Nie wiem, po kim Ty jesteś taka uparta...
- Po Tobie.- dziewczyna uśmiechnęła się i spojrzała na Whitney. Ta uniosła jedną brew do góry.
-Grabisz sobie młoda...
-Mamo... A czy jako Anioł mogę zemścić się na moim mężu?
- Z reguły jesteśmy dobrzy, ale... Można zrobić wyjątek. On Ciebie nie widzi, więc  masz prawo Go wystraszyć.- Obydwie zauważyły jak do sali weszła cała rodzina.
- Patrz... Niby rodzina, a nikt nie chciał mi pomóc...
Kobieta pstryknęła palcami. W sali zgasło światło. Ludzie zaczęli się rozglądać po pomieszczeniu.
- Co się dzieje?
- Nie wiem... Po  prostu nie ma prądu... Tylko w tym pokoju...
Wszyscy wyszli.
- Jak mamy pomagać ludziom?
- Normalnie. Chodź. Pokażę Ci.
- Ale ja... Nie umiem latać...
- To proste. Zaraz się nauczysz.- Kobieta rozpostarła swoje skrzydła i uniosła się w górę. Bobbi zrobiła to samo. Whitney poruszyła skrzydłami i pofrunęła, przenikając przez ścianę. Dziewczyna zrobiła identycznie. Złapała mamę za rękę i obie poleciały na salę operacyjną, gdzie lekarze zaczynali operację. Kobiety stały za szybą.
- Patrz. Możesz im pomóc, ale i też zaszkodzić. Musisz uważać.- wyciągnęła dłoń w stronę aparatury podtrzymującej życie. Na ekranie pojawiła się prosta linia. Rozległ się przerażający dźwięk.
- Mamo... Co Ty...?- wyszeptała dziewczyna, ale Whitney nie zwróciła na nią uwagi.  Opuściła dłoń. Lekarze nadal walczyli o pacjenta. Podniosła dłoń. Po chwili tętno operowanego się uspokoiło.
- Widzisz? Musisz uważać.
- Jak Ty to zrobiłaś?
- Wyobraziłam sobie, że ten człowiek żyje i już... Masz jeszcze czas na naukę.
- A Ty wszystko już umiesz? Przecież jesteś dopiero trzyletnim Aniołem...
- Na ziemi przeżyłam czterdzieści osiem lat. To też się liczy. Dlatego wyglądam tak, a nie młodziej. Już tak zostanie na wieki. Miałam kilka dni szkolenia.
- A czy Anioł może się ukazać zwykłemu człowiekowi?
- Tak, ale będzie miał spore problemy.
- To znaczy?
- Wtedy straci swoją moc i przestanie istnieć. Za dużo pytań na dzisiaj. Chodźmy do domu.
- To my mamy dom?
Kobieta spojrzała na swoją córkę z uśmiechem na ustach.
- Tak mamy. Mieszkamy jak normalne osoby, śpimy, jemy, tyle, że mamy skrzydła.
Whitney i Bobbi wyfrunęły ze szpitala. Po kilkunastu minutach obie stanęły przed dużym, białym domem. Weszły do środka.
Dziewczynie zakręciło się w głowie. Gdyby nie matka, dwudziestodwulatka upadłaby na chodnik.
- Jesteś zmęczona... Tam na samej górze jest Twój pokój. Od jutra zaczynamy szkolenie.
Dziewczyna udała się na piętro. Korytarz był cały biały, jak wszystko w tym domu. Otworzyła pierwsze drzwi na lewo. Jej oczom ukazało się obszerne, dwuosobowe łóżko. Naprzeciw niego była staromodna toaletka, a nad nią małe, okrągłe lusterko. Obok łóżka był mały sekretarzyk. Otworzyła go. W środku było pełno książek. Wzięła jedną, usiadła na łóżku. Poczuła, że jej skrzydła znikają. Zaczęła czytać.



  ***
Hej. :) I jak? Podoba się?  :) Co do nowych części to... Umówmy się tak- będę wstawiała co dwa tygodnie... :) Co Wy na to? :)