środa, 29 lipca 2015

Two Souls, One Heart


Witajcie. :)  Dzisiaj nie będzie notki do Loving You  (www.whoisit1.blogspot.com ). Od dawna chciałam napisać coś nowego, ale i jednocześnie chciałam, aby to było coś innego.... Już miałam pisać o Michaelu, ale... Postanowiłam, że ten wątek wykorzystam do Loving You. Już widzę, jak mnie za to bijecie. xD
Wiecie, co stało się 26.07... Wpadłam na pewien pomysł. :) To, co teraz napiszę nie będzie miało żadnego związku z Michaelem, aczkolwiek możliwe, że w kilku częściach się pojawi, o ile tego typu opowiadanie Wam się spodoba. :)











****
Dziewczyna unosiła się nad swoim ciałem. Widziała, jak lekarze próbowali ją reanimować, jednak bez skutku. Po półgodzinie odpuścili. Stanęła obok swojego ciała. Zaczęła płakać. Ciągle zadawała sobie pytanie: "Dlaczego?" Zakryli jej twarz. Podeszła, a raczej podpłynęła do drzwi. Usłyszała strzępek rozmowy.
- Niestety... Bobbi nie żyje...
"To Jego wina!! Nick mnie zabił!"
- Wiem kochanie... Wiem...- usłyszała...głos własnej matki.
- Mama?- dziewczyna zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Nad swoimi zwłokami widziała białą postać, która ciemnymi dłońmi dotykała twarzy dziewczyny.
- Widzisz mnie?- kobieta zaczęła szukać wzrokiem swojej córki. Ta przytaknęła w myślach.- Gdzie jesteś?
"Przy drzwiach."-Kobieta podleciała do Bobbi i dotknęła jej pleców. Dziewczyna poczuła tępy ból. Padła na kolana. Po chwili miała na sobie białą szatę. Obróciła się wokół własnej osi i zauważyła, że z tyłu ma piękne, białe skrzydła.
- Teraz Ciebie widzę. Witaj córeczko.- rozłożyła ramiona. Po chwili uśmiechnięta Bobbi przytuliła się do mamy. Była przeszczęśliwa. Pierwszy raz od trzech lat widziała Whitney.
- Gdzie byłaś przez te trzy lata, kiedy On...- ponownie zaczęła płakać.
- Byłam tutaj. W Twoim sercu.- wskazała na klatkę piersiową dziewczyny.
- A teraz? Czemu Ciebie widzę? Mogę dotknąć?
- Zwykli ludzie nie widzą mnie, nie wiedzą, kim teraz jestem,a teraz obie jesteśmy Aniołami.
- Dlaczego mnie wcześniej nie widziałaś?
- Bo takie Anioły jak Ja nie widzą dusz, ale je słyszą.
- Ja też Nim jestem? Na zawsze będziemy razem?
- Tak. Będziemy razem na wieki.
- Ilu Nas jest?
- Trudno powiedzieć. Bóg Nas zesłał na Ziemię, abyśmy zwalczali zło. Mamy pełne ręce roboty. Potrafimy wniknąć w ciało człowieka, a raczej w głowę i przeprowadzać z Nim duchową konwersację do tej pory, aż podejmie dobrą decyzję, ale czasem to nie wychodzi. Tak było w Twoim przypadku. Jednakże takie coś bardzo Nas wyczerpuje.
- Jak nabieramy energię?
- Normalnie... Przez sen. Nie potrzebujemy, jak ludzie, łóżka. Możemy spać na wisząc w powietrzu, ale nowym Aniołom łoże przez pewien czas jest potrzebne, jak małemu dziecku butelka, czy smoczek. Pierwsze dni są wyczerpujące. Musisz się tak dużo nauczyć...
- Dlaczego nie pomogłaś mi wtedy, jak próbowałam popełnić samobójstwo?
- Myślisz, że nie próbowałam? Jesteś zbyt uparta... Dlatego to się stało... Nie dało rady Tobie przetłumaczyć. Nie wiem, po kim Ty jesteś taka uparta...
- Po Tobie.- dziewczyna uśmiechnęła się i spojrzała na Whitney. Ta uniosła jedną brew do góry.
-Grabisz sobie młoda...
-Mamo... A czy jako Anioł mogę zemścić się na moim mężu?
- Z reguły jesteśmy dobrzy, ale... Można zrobić wyjątek. On Ciebie nie widzi, więc  masz prawo Go wystraszyć.- Obydwie zauważyły jak do sali weszła cała rodzina.
- Patrz... Niby rodzina, a nikt nie chciał mi pomóc...
Kobieta pstryknęła palcami. W sali zgasło światło. Ludzie zaczęli się rozglądać po pomieszczeniu.
- Co się dzieje?
- Nie wiem... Po  prostu nie ma prądu... Tylko w tym pokoju...
Wszyscy wyszli.
- Jak mamy pomagać ludziom?
- Normalnie. Chodź. Pokażę Ci.
- Ale ja... Nie umiem latać...
- To proste. Zaraz się nauczysz.- Kobieta rozpostarła swoje skrzydła i uniosła się w górę. Bobbi zrobiła to samo. Whitney poruszyła skrzydłami i pofrunęła, przenikając przez ścianę. Dziewczyna zrobiła identycznie. Złapała mamę za rękę i obie poleciały na salę operacyjną, gdzie lekarze zaczynali operację. Kobiety stały za szybą.
- Patrz. Możesz im pomóc, ale i też zaszkodzić. Musisz uważać.- wyciągnęła dłoń w stronę aparatury podtrzymującej życie. Na ekranie pojawiła się prosta linia. Rozległ się przerażający dźwięk.
- Mamo... Co Ty...?- wyszeptała dziewczyna, ale Whitney nie zwróciła na nią uwagi.  Opuściła dłoń. Lekarze nadal walczyli o pacjenta. Podniosła dłoń. Po chwili tętno operowanego się uspokoiło.
- Widzisz? Musisz uważać.
- Jak Ty to zrobiłaś?
- Wyobraziłam sobie, że ten człowiek żyje i już... Masz jeszcze czas na naukę.
- A Ty wszystko już umiesz? Przecież jesteś dopiero trzyletnim Aniołem...
- Na ziemi przeżyłam czterdzieści osiem lat. To też się liczy. Dlatego wyglądam tak, a nie młodziej. Już tak zostanie na wieki. Miałam kilka dni szkolenia.
- A czy Anioł może się ukazać zwykłemu człowiekowi?
- Tak, ale będzie miał spore problemy.
- To znaczy?
- Wtedy straci swoją moc i przestanie istnieć. Za dużo pytań na dzisiaj. Chodźmy do domu.
- To my mamy dom?
Kobieta spojrzała na swoją córkę z uśmiechem na ustach.
- Tak mamy. Mieszkamy jak normalne osoby, śpimy, jemy, tyle, że mamy skrzydła.
Whitney i Bobbi wyfrunęły ze szpitala. Po kilkunastu minutach obie stanęły przed dużym, białym domem. Weszły do środka.
Dziewczynie zakręciło się w głowie. Gdyby nie matka, dwudziestodwulatka upadłaby na chodnik.
- Jesteś zmęczona... Tam na samej górze jest Twój pokój. Od jutra zaczynamy szkolenie.
Dziewczyna udała się na piętro. Korytarz był cały biały, jak wszystko w tym domu. Otworzyła pierwsze drzwi na lewo. Jej oczom ukazało się obszerne, dwuosobowe łóżko. Naprzeciw niego była staromodna toaletka, a nad nią małe, okrągłe lusterko. Obok łóżka był mały sekretarzyk. Otworzyła go. W środku było pełno książek. Wzięła jedną, usiadła na łóżku. Poczuła, że jej skrzydła znikają. Zaczęła czytać.



  ***
Hej. :) I jak? Podoba się?  :) Co do nowych części to... Umówmy się tak- będę wstawiała co dwa tygodnie... :) Co Wy na to? :)